Harmony Clean Flat Responsive WordPress Blog Theme

Taka jazda…

22.1.16 Kasia i Przemo 2 Comments Category : ,

Nasze rowery wzięły urlop i trochę sobie w tym roku odpoczywają… no, my trochę też :) Sezon w Szkocji wycisnęliśmy jak cytrynę, też rowerowo. Ileż to razy kończyliśmy pracę o 22:00, wracaliśmy do domu, braliśmy prysznic, zakładaliśmy sakwy i mknęliśmy w cichą, ciemną noc, by rano wskoczyć na prom i popłynąć odkrywać kolejną szkocką wyspę…

20151128_100610

Tak jakoś wyszło, że tym razem w Polsce byliśmy całkiem krótko. Poszliśmy na koncert, odwiedziliśmy jak zwykle wszystkie ulubione miejsca i spędziliśmy kilka dni w domu, prawie codziennie wpadając do Włocha na najlepszą pizzę w kraju…
A skoro już o pysznościach mowa, to któregoś dnia Karola zabrała nas ze sobą do jej koreańskiego znajomego ze szkoły, na podnieb(ien)ny odlot. Jak nie trudno się domyślić, wylizaliśmy talerze…:)

C360_2015-12-05-17-22-45-375 C360_2015-12-05-18-07-09-818

Po półtora tygodnia w Polsce postanowiliśmy przerzucić się do mojej mamy w niemieckie Alpy. Obliczyliśmy sobie łatwo, że niecałe 500km od czeskiej granicy powinno nam zająć koło 4 dni. O 5.30 rano wsiedliśmy w pociąg i o 11.00 byliśmy w Szklarskiej. Tam na stacji stał jeden malutki wagonik, który robił za lokalny pociąg – a jak się później okazało nie tylko tutaj, ale i w całych Czechach takimi się ludzie przemieszczają- i tak nas zauroczył, że postanowiliśmy do niego wskoczyć i przejechać jeszcze kilka stacji, do Kořenova. A rowery pojechały za darmo, bo koron ne mate, żeby zapłacić, to pani machnęła ręką.
Dzień był piękny i słoneczny – do mementu, w którym zaczęliśmy zjeżdżać. Jak zjechaliśmy, tak wjechaliśmy w gęstą mgłę, niebo zniknęło… i tak już zostało.

IMG_3225 IMG_3228 IMG_3229 IMG_3231

Myśleliśmy, że dojedziemy tego dnia przynajmniej do Pragi. W sumie to nawet się nie zbliżyliśmy, a już zrobiło się ciemno. Zrobiliśmy zakupy na kolację i jechaliśmy sobie dalej. Wjechaliśmy do jakiegoś miasteczka i szukaliśmy dworca, wciąż wierząc, że dojedziemy do Pragi, gdzie mieliśmy hosta z warmshowers. Tak się zakręciliśmy, że objechaliśmy je chyba z dwa razy w kółko, a dworca nie znaleźliśmy. Napisaliśmy smsa, że do Pragi nie dojedziemy i pomknęliśmy dalej. O ile mamy bogate doświadczenie w spaniu na dziko w Azji i Szkocji, o tyle wspomnienia spania na dziko w Europie są dość odległe, sięgając przynajmniej 8 lat wstecz, no i nie są też za bogate. My też się trochę zmieniliśmy i chyba dzisiaj już byśmy się nie rozbili namiotem w centrum Warszawy jak kiedyś :). Poprostu nie za bardzo wiedzieliśmy przez chwilę jak to ugryźć, ale odnaleźliśmy się szybko i znaleźliśmy skręt do lasu :).

IMG_3233

Czechy na rower wcale nie są takie proste – my mieliśmy wrażenie, że cały czas jedziemy pod górę. Cały. Do Pragi więc, do której chcieliśmy dotrzeć już pierwszego dnia, dojechaliśmy po prawie dwóch… i postanowiliśmy wyjechać z niej pociągiem. Jak to mamy w zwyczaju, znowu trochę się pogubiliśmy i zamiast na główny dworzec, trafiliśmy na coś w stylu Wrocław Psie Pole. Ale akurat było w naszym kierunku, jechał nawet jakiś pociąg do Řevnic, co było centralnie na naszej trasie, więc do niego wskoczyliśmy i po 30 minutach byliśmy na miejscu. Znaleźliśmy rowerowy, bo Kasi pedał postanowił, że dalej nie jedzie, zrobiliśmy znowu zakupy i pojechaliśmy dalej po ciemku w swoim kierunku. Tzn. planowaliśmy jechać, ale zrobiło się pionowo pod górę, więc bardziej spacerowaliśmy niż jechaliśmy. Aż znowu znaleźliśmy fajną miejscówkę na namiot.

IMG_3242 IMG_3241IMG_3243

 IMG_3245 IMG_3247 IMG_3254

Wstaliśmy i pojechaliśmy dalej. W deszczu. Po kolejnej połowie dnia i śniadaniu na przystanku doczołgaliśmy się do Příbramu. I trochę nam się zachciało znowu pociągu :). Trochę się nam nawet zachciało już tego dnia dojechać do mojej mamy w te Alpy, bo jakoś zimno-deszczowo-i-do-domu-daleko się zrobiło. W Příbram był pociąg, z kilkoma przesiadkami, aż pod niemiecką granicę. Czemu nie? Zaopatrzyliśmy się w chleb z kminkiem, dobre sery na drogę, knedle na prezent i pomknęliśmy.
Po kilku godzinach pozostaliśmy jedyni w pociągu, wagonie. Posuwaliśmy się ciemną nocą serpentynami pod górę aż dojechaliśmy, jak nam się wydawało, na nasza stację. Kobieta wsiadała do wagonu, więc pytamy…

Kasia: przepraszam, czy to Lenka…??
Kobieta: yyy…???
Kasia: Lenka???
Kobieta: …………?   tak

…to wysiadamy. Tak, to była nasza stacja – Lenora.
Jeszcze tylko nocne 60km do Passau i już odbiera nas moja mama, wyjeżdżając po nas ponad 100km. Taka jazda… rowerem.

IMG_3238

RELATED POSTS

2 comments

  1. Hi guys, I am back again to read your stories and somehow missed out almost a year from your life/blog and withib that year....Przemek's dreadlocks disappeared....whaaaat? And how come?

    OdpowiedzUsuń
  2. Hi Orsi :) Dreadlocks disappeared a while ago, almost 2 years now :)!

    OdpowiedzUsuń