Home, sweet home
1.1.15 Kasia i Przemo 2 Comments Category : Korea , Thailand
[PL] W Seulu było zimno, tak zimno, że nawet niespecjalnie mieliśmy ochotę wychylać nos za drzwi, więc zrobiliśmy sobie dom. Robiliśmy sobie śniadania do łóżka, cieszyliśmy zmysły filiżankami kawy, czytaliśmy książki i gotowaliśmy dobre jedzenie.
[EN] That was cold in Seoul, that cold, that we didn’t even felt like going really out, so we create ourselves at home. We were making breakfasts to the bed, we’ve been enjoying cups of coffee, we were reading a books and cooking good food.
[PL] No dobra, kilka razy zmusiliśmy się nawet do wyjścia i pokręcenia się na rowerach po mieście. Seul nie stał się jednak naszym ulubionym miastem. Na drodze ciągle ktoś na nas wydzierał bez powodu klakson, a na przeludnionych chodnikach ludzie kompletnie nie zwracali uwagi gdzie i jak chodzą, jakby poruszali się z zamkniętymi oczami, zupełnie nie zwracając uwagi na otoczenie, co jest całkiem męczące. Nie znaleźliśmy też nic szczególnie w tym mieście dla siebie. Na szczęście mieszkaliśmy u Jieun, bardzo fajnej dziewczyny z warmshowers co trochę poratowało naszą sytuację.
[EN] Well, actually we forced ourselves a few times to get out and spin around city on a bikes. Seoul didn’t became our favorite city though. On the roads we’ve been attacked by horns with no reason all the time, and on pedestrian paths people didn’t care how and where they walk, like they were going with closed eyes, without care about surrounding people, which is a bit tiring. We didn’t found anything really for ourselves in Seoul too. Luckily we were staying with Jieun, really nice girl from warmshowers which left our stay in Seoul with good memories.
[PL] Ostatniego dnia kupiliśmy sobie na popołudnie Makgeoli, koreańskie ryżowe wino o mlecznym kolorze, które mocą jednak oscyluje w granicach 6%, więc smakuje całkiem podobnie do pszenicznego piwa. Jako że jest to trunek w Europie raczej cięzko dostępny, to żeby się nim nacieszyć kupiliśmy sobie kilka butelek. Na późniejszy wieczór i powrót Jieun i jej współlokatorki kupiliśmy jeszcze na pożegnanie wino. Dziewczyny wróciły już po jakiejś imprezie po pracy ze znajomymi, alę chętnie dołączyły. Później przyszedł jeszcze ktoś znajomy, nasza butelka się opróżniła, więc Jieun podała kolejną, a potem jeszcze jedną. Wieczór był więc naprawdę fajny, ale za to poranek wprost przeciwnie – mieliśmy w planach pojechać rano na lotnisko, a wyszliśmy w końcu po 14.00 ;).
[EN] Last day we bought Makgeoli for ourselves for the afternoon, Korean rice wine with milky colour, which has 6% of alcohol though, so it taste a bit simillar to wheat beer. As it’s very hardly available in Europe, we bought a few bottles to fully enjoy it. For later evening and Jieun and her flatmate coming back we bought a wine to drink together for goodbye. Girls came back already after some party with collegues, but they joined happily. After that some friend appeared, our bottle became empty, so Jieun opened another one, and another one after that. We had a really nice evening, but morning completely opposite – we had a plan to start cycling in the morning to the airport, and we left flat at 2pm ;).
[PL] Jesteśmy w domu. Jesteśmy w Tajlandii… po raz piąty. Niesamowicie jest tu wracać. A gdy wyjechaliśmy z lotniska szczęście z bycia tutaj znowu tak nas roznosiło, że prawie zaczęliśmy przytulać wszystkich mijanych ludzi i mówić im jak za nimi tęskniliśmy i jak dobrze znów ich widzieć ;).
Znów jest ciepło, znów zatrzymaliśmy się u naszych przyjaciół z BKK, którzy chyba nawet cieszyli się na nasz widok tak samo jak my na ich i z którymi dane nam było znów spędzić kilka fajnych chwil. Odwiedziliśmy nasze ulubione miejsca, odkryliśmy kilka nowych, parę razy zgubiliśmy się w mieście, zjedliśmy obiad u Hindusa, zrobiliśmy kilka pikników, wypaliśmy sobie usta sałatką z papai, wyspaliśmy się i w końcu odpoczęliśmy…
Ależ szybko minął tydzień w Bangkoku!
[EN] We are at home. We are in Thailand… fifth time. Getting back here is amazing. And when we left the airport we were that happy of being back here, that we almost became hugging everyone who we were passing by and telling them how much we missed them and how good is to see them again ;).
It’s warm again, again we stayed with our friends from BKK, who even seemed to be as happy to see us as us to see them and we had a chance to spend a few nice moments together. We visited our favorite places, we explored a few new ones, we got lost in the city couple of times, we ate an Indian dinner in Phahurat district, made a few picnics, burned our mouths by papaia salad, we got enough sleep and finally we took a rest…
Week in Bangkok past so fast!
[PL] Mieliśmy trochę zamot z tym gdzie się dalej z Bangkoku ruszyć, ale zdecydowaliśmy, że jedziemy na południe do Darii i Tomka… juppiiii!:)
A na koniec jeszcze krótka migawka z Bangkoku…
[EN] We’ve been a bit confused with choose where to go after Bangkok, but we decided to follow Daria and Tomek and we are going south… yuppiiiiiiiiii!:D
And a little flash from Bangkog for the end…
Wystarczy gdy kocham, huczy las i… wieje wiatr?
19.12.14 Kasia i Przemo 1 Comments Category : Korea
[PL] Na codzień droga jest pusta. Może i byłoby fajnie gdyby od czasu do czasu ktoś nas minął, a może lepiej jest tak jak jest. Odkąd temperatura jest na minusie, nikt tu na rower nosa nie wychyla, tylko my i niebo, chociaż chyba powinniśmy napisać, tylko my i wiatr. Zimny i wyczerpujący. A jednak pewnego dnia, gdzieś pomiędzy niczym a wszystkim, przy kolejnej stacji, nie tylko my zatrzymaliśmy na chwilę się ogrzać. Spotkaliśmy Serba, zakochanego w koreańskich ścieżkach rowerowych, które przejeżdżał po raz jedenasty. Serba, który stwierdził, że jak chcą walczyć, to niech walczą, ale bez niego i porzucił rodzinny kraj 26 lat temu i zaczął podróżować. No a teraz tak mu się spodobały koreańskie ścieżki rowerowe, że nie może przestać wracać. Radosny, wożący analogowego nikona, entuzjastycznie robiący czarno-białe zdjęcia i wprost przeciwnie do nas, dawał się poznać jakby zima na rowerze zupełnie nie robiła na nim wrażenia.
[EN] Usually the road is empty. Maybe would be nice if someone would pass us from time to time, or maybe it’s better just as it is. Since there are negative temperatures, nobody rides a bike here, just us and the sky, or maybe we should write, just us and the wind. Cold and exhaustive. Yet one day, somewhere between nothing and everything, on another station, not only us stopped to warm up. We met a Serb in love with Korean bike pths, which he was cycling eleventh time. A Serb, who said, if they want to fight, do it, but without me, and he left his home country 26 years ago and started travelling. And now he likes so much korean bike paths that he can’t stop coming back. Joyful, carrying an analog nikon camera, enthusiastically making black and white photos and on the contrary to us, made an impression like winter on a bike wasn’t for hims something extraordinary.
[PL] Ścieżki trochę się rozkręciły, pojawiło się więcej jednakowych miasteczek, pełnych wysokich bloków, pędzących ludzi, no i sklepów, więc zaczęliśmy nawet jeść trochę normalniej. Wpadliśmy na genialny pomysł kupienia sobie cieplejszych rękawiczek… i życie stało się łatwiejsze.
Jak dalej posuwaliśmy się na północ, tak z dnia na dzień rzeki bardziej zamarzały i robiło się coraz zimniej. Pewnego wieczoru w drodze do Chungju, rozbiliśmy namiot wieczorem pod bezchmurnym niebem. W nocy jednak zrobiło się tak gorąco, że nie mogłem spać, zacząłem się pocić, a później musiałem wykonywać gąsieniczne ruchy w celu wypompowywania ze śpiwora ciepłego powietrza... rzucam okiem na termometr, +1°c, co nie jest typową tutaj nocną temperaturą. Rano okazało się, że w nocy padał śnieg, dokładnie pozatykał wszystkie szpary wentylacyjne i zrobiło nam się iglo. Świat dookoła zrobił się biały i piękny, a my jeszcze szczęśliwsi :).
[EN] Bike paths spinned out, we had more all the same towns on the way, full of high blocks of flats, rushing people, and shops, so we even came back to eating more normally. We came up with amazing idea of buying warmer gloves and… life became easier.
As we were cycling more north, as rivers were more freezing and from day to day it was colder and colder. One evening on the way to Chungju we pitched up a tent under cloudless sky. But in the night it was getting really hot inside, that hot that i couldn’t sleep, i sterted sweating, and even had to do some strange moves to pump warm air out from my sleeping bag. I look at the thermometer, +1°c, which is something unusual here during the night. In the morning we found out that we had snow overnight, which thoroughly clogged all the ventilation gaps and we had kind of igloo. And the world around became white and beautiful, and we became even more happy :).
[PL] Tak naprawdę to bardzo tęskniliśmy za zimą, więc nasycamy się śniegiem i szczypaniem na policzkach… zima w pełni, a my z Chungju zapamiętamy tylko ciepło. Rodzina u której zostaliśmy na dwa dni, była niesamowita. Wszystko co posiadali do jedzenia nie było tylko własnoręcznie zrobione, ale i własnoręcznie wyhodowane.
Ta galaretka to jest z żołędzi, najpierw trzeba je zebrać, przez tydzień wypłukiwać gorycz, później zmielić i zagotować z odpowiednią ilością wody… jutro mama będzie robić to wam pokaże. Ryż jest młody, bo zbieraliśmy go miesiąc temu, ta tak, to całe Kimchi to też sami robiliśmy – wskazując na dwie lodówki o pojemności na oko jakieś 500 litrów każda, wypełnione po brzegi. Pyszne jedzenie pełne rodzinnej atmosfery z Chungju długo będziemy pamiętać. Chungju to zupełnie nieturystyczne miasto, gdzie ludzie są naprawdę ciepli. Gdy nazajutrz wróciliśmy na pampuchy, które dzień wcześniej pokazał nam Dong, a które są miejscem niesamowicie ukrytym, kobieta z radością i uśmiechem od ucha do ucha zrobiła nam do nich kawę i podarowała mandarynki. A gdy na lokalnym markecie usiedliśmy na małe pierożki gotowane na parze, Pani z uśmiechem chciała nam dać do spróbowania wszystko inne co miała w ofercie, nie chcąc za to ani grosza. Cóż znaczyłaby tutejsza rzczywistość bez takich gestów? Polubiliśmy Chungju.
[EN] Actually we really missed winter. We are delighted by snow and crispy air pinching our cheeks… middle of the winter, but from Chungju we will remember only warm moments. Family which we stayed with for couple of days was amazing. Everything what they were eating was not only home made, but also harvested by themselves.
This jelly is made from acorns, first you have to collect them, then soak in the water for a week to get rid of bitterness, grind it and cook with right amount of water… tomorrow mum gonna make some more, so she can show you. Rice is young, we collected that just a month ago, and yes, this all kimchi is homemade too – showing two fridges with load about 500 liters each to eye, full of kimchi. Delicious food full of family atmosphere we will remember for long too. Chungji isn’t touristy city at all, where people have really warm hearts. When the other day we came back for steamed buns to the place which Dong showed us previously, and which is completely hidden, woman full of happiness and with big smile made us a coffee and gave some tangerines to have with it. And when on a local market we stopped to eat little steamed dumplings, woman wanted to gave us to try everything she had on offer, without asking for any money.
What would this reality means without behaviors like that? We liked Chungju.
[PL] Droga do Chuncheon zlewa mi się w całość. Nie pamiętam ile dni tam jechaliśmy, przeglądam zdjęcia, żeby przypomnieć sobie gdzie spaliśmy. Pamiętam tylko jak patrzymy na niebo, nadciąga śnieżyca, z niedowierzaniem sprawdzamy ponownie pogodę w telefonie, która mówi nam że mamy bezchmurne niebo.. Doskonale pamiętam, że nikt nigdy nie odmówił nam gorącej wody, nocleg na na wzgórzu w wiacie i -9°c rano w namiocie. Że nasze obiady zmieniły się nie do poznania, ze smażonego tuńczyka z ryżem i kalafiorem w sosie waniliowym z Japonii, zmieniliśmy menu na najszybsze możliwe i ostatnio naszym ulubionym stało się jednogarnkowe danie pt. makaron gotujący się 5min, tuńczyk z puszki, pół butelki majonezu i trochę sera… pamiętam tunele tylko dla rowerzystów z iluminacją i chrapanie kotów w nocy pod wiatą, które powodało że nie wiedzieć czemu, czuliśmy się jakoś bezpieczniej.
[EN] I can’t seperate each days from the way to Chuncheon. Can’t remember how many days it took us, I’m watching pictures to find out where were we sleeping. I just remember us looking at the sky, snow-flurry is coming and we check again forecast in our phone, which says that we have cloudless sky.. I remember that nobody refused us a hot water anywhere, a night on the hill in pagoda and -9°c in the tent in the morning. That our dinners changed completely, from fried tuna steak with rice and cauliflower in vanilla sauce from Japan, to quickest things we can figure out and lately our favorite became one-pot dinner called quick-cooking pasta, tuna from the can, half bottle of mayonnaise and some cheese… i remember tunnels with illumination only for cyclists and snoring of cats sleeping under pagoda which made me feel, don’t now why, more safe.
[PL] W Chuncheon zatrzymaliśmy się trochę z przymusu – najpierw miał padać konkretny śnieg, a później przez kilka nocy temperatura miała wahać się w okolicy -20°c. Z przymusowego przystanku zrobił się jednak całkiem radosny weekend. Poznaliśmy Stephena, amerykanina mieszkającego w Korei od 5 lat, z którym przegadywaliśmy wieczory do późna, a jednego poranka wybierał się przed pracą… pojeździć na nartach. A u nas przez ostatnie dwa tygodnie wracał temat jazdy na snowboardzie i tęsknoty… nawet nie przyszło nam przez myśl, żeby w Korei… ale, tak, oto Kasia stała się najszczęśliwszą osobą na snowboardzie w Azji :).
[EN] In Chuncheon we made a bit forced break – first it had to snow hardly, and then temperatures around -20°c for a few nights. From forced break it turned into really great weekend. We met Stephen, american guy living in Korea for 5 years, with who we were talking until late evenings, and one morning he was going before work for… skiing. And for previous two weeks topic about missing snowboard was coming back very often… we didn’t even thought about doing it in Korea… but, this is how Kasia became the happiest person on snowboard in Asia :).
[PL] Jesteśmy już w Seulu, więc w sumie można by rzec, że wypełnił się czas w Korei. A na pożegnanie dostało nam się jednym z najcięższych dni, jakie mieliśmy kiedykolwiek na rowerze. Połowę drogi i tak wyjechaliśmy pociągiem, bo już w mieście była zawierucha. Ale kolejne 65km, które pedałowaliśmy przez prawie 6 godzin, bolało. Ścieżki całe w śniegu albo w lodzie, więc bardziej by się nadały łyżwy niż rowery, pozabijać się szło. Na termometrze w ciągu dnia –8 i… oczywiście, wiatr, który powodował, że czuliśmy się jakbyśmy sobie pedałowali w zamrażarce z termoobiegiem. Przez 6 godzin jazdy nie znaleźliśmy miejsca, w którym moglibyśmy się zatrzymać, zrobić przerwę i się zagrzać. A nie, w sumie raz stanęliśmy, bo przy autostradzie stały jakieś sklepy. Myśleliśmy, że może jakiś sklepik się znajdzie, albo kawiarnia, ale nie, wszystko napakowane outdoorowymi ciuchami, a nam kończyny odmarzają. Zapakowaliśmy się w końcu do jednego ciuchowego, Kasia zdjęła buty co by jej się stopy zagrzały i przeglądaliśmy sobie tak na boso koszyk z wyprzedażą. Ledwo, ledwo, ale dotoczyliśmy się zmarznięci i zmęczeni do Seulu, daliśmy radę… i nawet pozbieraliśmy po drodze wszystkie pieczątki! :D
[EN] We are in Seoul already, so we could say that our cycling time in Korea nearly passed. And for goodbye we got a hit of one of the hardestt cycling days we ever had on a bike. We took a train away from Chuncheon half-way anyway, as it was crazy windy in the city already. But next 65km which we were cycling for almost 6 hours, ooh, it was painful. Bike paths full of snow or ice, so ice skates would be more useful than a bikes. On thermometer –8 during the day and… of course, wind, which made us feel like we were cycling in a blast chiller. For 6 hours of cycling we couldn’t find a place where we could stop, take a break and warm up a little. No, well, actually once we stopped, as next to highway we’ve seen some shoprs. We hoped that we can find some little shop or cafe there, but no, everything just full of outdoor clothing, and our limbs were just freezing. We entered finally one of these, Kasia took her shoes off so can feet could warm up and we were checking like that basket with sale items. Barely, barely, frozen and tired but we made it to Seoul, we managed…. and we even collected all the stamps on the way! :D
Korea na zimno | Korea served cold
6.12.14 Kasia i Przemo 3 Comments Category : Korea
[PL] Do Korei Płd. przypłynęliśmy promem i zgodnie stwierdziliśmy, że płynięcie statkiem jest o wiele przyjemniejsze niż latanie samolotem. Można pochodzić, poleżeć, pójść na kawę, pójść coś zjeść, porobić jogę… a jak się płynie z Japonii to i darmowe sento się na pokładzie znajdzie :) Nas szczerze mówiąc po przejechaniu 2700km w 7 tygodni w Japonii, w trakcie których zrobiliśmy tylko 3 wolne dni najbardziej urzekła opcja leżenia na futonie…
[EN] To South Korea we arrived by ferry and we both found out that going by ferry is much nice than flying by plane. You can go for a walk, have a nap, go for a coffee, go to eat somethig, do yoga… and if your ferry departure from Japan you will find sento onboard too :) To be honest after cycling 2700km in 7 weeks in Japan, during what we made only 3 rest days we found part with takin a rest on futon as best option…
[PL] Na dwa dni zostaliśmy w Busan. Szczerze mówiąc Korea jawiła nam się jako coś bardzo zbliżonego do Japonii… nic bardziej mylnego. Pierwsze skojarzenie obojga z nas w trakcie piewszego dnia… Mołdawia?! Nie, Japonii to tu nie za wiele, ależ byliśmy w błędzie. Ludzie już nie tak pogodni i jakby więcej ich, na ulicach jakby więcej życia, tu ktoś coś gotuje, tu ktoś sprzedaje skarpetki na zimę, a w bocznej uliczce bałagan jak w prawdziwej Azji…
Przyzwyczajenie, że w Japonii samochody ustępowały nam pierwszeństwa na przejściach nawet jak mieliśmy czerwone, tutaj trochę nas zgnębiło. Tutaj nikt nie ustępuje pierwszeństwa, na ulicy nie ma żadnych zasad, światłeł niekoniecznie się przestrzega, każdy parkuje gdzie mu się podoba, klakson goni klakson, a mijające nas w szalonym tempie autobusy przyprawiają nas o niemały stres. Tak, tutaj na ulicy toczy się codzienna walka, która niezawsze dobrze się kończy, bo w ciągu dwóch dni widzieliśmy 3 wypadki ;) Całe szczęście, że mają tą ścieżkę rowerową aż do Seulu!
Urzekły nas za to w Busan cukiernie… ach! Cukiernie czy piekarnie w Azji na taką skalę też widzimy pierwszy raz. W jednej, która położona była na drodze do centrum byliśmy tyle razy, że aż nam zaproponowano kartę stałego klienta.
Mieliśmy szczęście być hostowani przez naprawdę fajnych ludzi, dzięki którym mieliśmy okazję spróbować trochę lokalnego jedzenia.
Wyrobiliśmy sobie rowerowy paszport i po dwóch dniach walki z ulicznym ruchem sobie pojechaliśmy w stronę Seulu.
[EN] We’ve stayed in Busan for 2 days. To be honest we imagined Korea as something simillar to Japan… we couldn’t be more wrong. First thought of both of us in first day… Moldova?! No, there is not much Japan in there, we were really wrong. People are not that happy and it’s more of them all around, there is more life on the streets, here someone is cooking something, there someone is selling socks for winter and in side road there is mess like in proper Asia…
We used to that in Japan, that cars even sometimes give us a way on the crossings even if we have red light, here we came back to the reality very quickly. Here nobody give a way to anybody, there is no rules on the streets, they don’t really care about traffic lights, people park their cars wherever, horn is followed by another horns and buses passing us so closely gave us a bit of stress. Yes, here you have to fight on the streets and it’s not easy, as during two days we’ve seen 3 traffic accidents ;). Luckily, they have bicycle path all the way to Seul!
From the other hand – we loved bakeries in Busan. We’ve never seen so many patisseries or bakeries in Asia before. In one which was located on the way to the city center we’ve been so many times, that in the end they even offered us a discount card.
We were lucky to be hosted by really nice poeple and because of that we had a chance to try some of the local food.
So, we made a bicycle passport and after two days of fighting with traffic we began our way to Seul.
[PL] Jest zimno. Tak, wiedzieliśmy wcześniej że będzie, ale co innego podejmować decyzję w ciepłym pokoju w Tokyo, a co innego tu być. Wiemy też, że są ludzie którzy jeżdżą rowerem w jeszcze niższych temperaturach, jednak dla nas Korea na zimno, gdy rano w namiocie nasz termometr pokładowy pokazuje –6 stopni to już dośc duża przygoda. Szczerze mówiąc to nawet chwilami nie jest łatwo. Może nie byłoby tak źle, gdyby do minusowej temperatury w ciągu dnia nie dochodził permanentny silny wiatr w twarz, który powoduje, że toczymy się 10km/h, prawie strąca nas ze ścieżki rowerowej, że nie wspomnieć o przyjemności jaką niesie ze sobą lodowaty wiatr uderzający w skronie. No ale to, że jest zimno i niełatwo, wcale nie znaczy, że nie jest fajnie – wręcz przeciwnie ;).
Na dobry początek mieliśmy dwa ciepłe dni, chociaż jeden deszczowy. Pierwszego wyjechaliśmy tylko trochę za Busan i rozbiliśmy się w wiacie, a drugiego toczyliśmy się i toczyliśmy. Zaczął zapadać zmrok, my uparliśmy się że chcemy spać w wiacie i dalej się toczyliśmy. Zrobiło się zupełnie ciemno, zaczął padać deszcz, nie było miejsca żeby rozbić namiot a my dalej się toczyliśmy. Do wszystkiego wymienionego powyżej zrobiło się mega stromo pod górę, zjedliśmy w deszczu paczkę chrupiącego, słodkiego czegoś co miało 900 kalorii i zaczęliśmy się wpychać po górę. Tak się toczyliśmy, toczyliśmy, aż dotoczliśmy się… udało się. Znaleźliśmy wiatę ;).
[EN] It’s cold. Yes, we knew it before, but it’s different to make a decision in warm room in Tokyo, and different to be here. We also know, that there are some people who cycle in even lower temperatures, bot for us Korea served cold, when in the morning inside our tent our bike computer says its –6 degrees is an adventure for us. To be honest, it’s even not that easy in moments. Maybe it wouldn’t be that bad, if apart from minus temperatures there wouldn’t be that strong cold head wind, which makes us going 10km/h. almost blow us out from cycling path sometimes as well as it’s not that nice feeling when icy wind is heating your head. But, the fact that it’s cold and hard doesn’t mean we don’t enjoy it – we actually kind of like it ;).
For a good start we had a 2 warm days, even if one of these was raining. In first we just cycled a bit out of Busan and pitch a tent in a shed on the way, and on the second we were just cycling, and cycling. Sunset was coming, we were determinated to find another shed for second night so we were still cycling. It was completely dark, rain became stronger, there no place to pitch a tent and we were still cycling. Do all of this steep uphill joined, we ate a package of something crispy and sweet and what had 900 calories and we started pushing bikes up. So we were cycling… and cycling… and finally we… made it. Found a shed! ;).
[PL] Staramy się szukać na noclegi wiaty, ale te szczerze mówiąc nie trafiają się aż tak często jak myśleliśmy. A właściwie to mijamy ich całkiem sporo, nie wiedzieć tylko czemu, zawsze rano, nigdy kiedy dobra by była na to pora.
Małym problemem stało się też dla nas jedzenie. Ścieżka idzie przez tereny zupełnie odludne, a w miejscowościach które mijamy nie zawsze jest sensowny sklep. Ostatnio zjechaliśmy do jednej, ale po znalezieniu jedynego sklepu i wejściu do środka okazało się, że do jedzenia za wiele rzeczy tam nie ma. Na środku małego pomieszczenia stała zamrażarka z pokruszonym lodem, po prawej parę paczek chipsów, a po lewej kilka butelek fanty. Mniej więcej tyle… a jak już się trafi jakiś większy sklep, to wywieszone lub przyklejone ceny są raczej rzadkością. Więc trzeba brać każdy produkt, który być może chciałoby się kupić i pójśc do kasy spytać ile kosztuje. Jak się trafiają knajpki, to samo mięso i wszystko po koreańsku. Nie jemy więc ostatnio jakoś wybitnie, zupka chińska, jakieś słodkie dziwne chrupiące rzeczy z paczki z napisem 750kcal i batoniki. A że nie mamy raczej ochoty skomplikowanie gotować przy minusach to gotujemy ekstremalną ilość ryżu – jeszcze z Japonii, który fakt faktem jest mega pyszny – i 1,5 litra zupy z torebki z Polski :D A jak, żurek, barszcz biały… a czy my pisaliśmy, że 10000km z Polski, w takiej Korei, można sobie kupić mrożone pierogi? Albo uszka? Autentycznie, kupiliśmy jedną paczkę – i kształt i ciasto, identyczne…
Jedyną rzeczą do jedzenia w mieście (o ile jakieś się raz na jakiś czas trafi) jest kimbab. Który generalnie przypomina do złudzenia sushi maki, ale podawany jest z kimchi i niezidentyfikowaną miseczką zupy.
[EN] We are trying to find a rest shed on the way for pitch a tent overnight, but honestly there is not as many of them as we thought. Actually we are passing a lot of them, but somehow always in the mornings, not in the afternoons nor evening when we need it.
We have a little problem with food. This cycling path is like a nature trail, it’s not going through the cities, and if we pass some on the left or right, it’s normaly very small and there is not always a proper shop. A few days ago we turned to one of these towns with hope to buy something to eat, but when we found some shop and entered it, there was not really much to eat there. A freezer with crushed ice in the front, some bags of crisps on the right, some bottles of fanta on the left. That’s it... and if we are lucky enough to find some bigger shop, there are no prices displayed. So you have to take everything you maybe would like to buy and go to the cashier to ask how much it cost. If we find some kind of restaurants, them are full of just meat and everything is oviously just in korean. So our diet lately is not the best on earth, some instant noodle soups, some sweet crispy packages of something with 950kcal written on the bag and chocolate bars. And as we don’t really feel like cooking complicated meal in minus temperatues we lately cook a lot of rice – delicious though, we still have it from Japan – and 1,5l of instant soup which we have from Poland :D Yeah, Żurek, white Barszcz (traditional polish soups)… did we write that 10000km away from Poland, in Korea, you can buy frozen… Pierogi? (traditional polish dumplings…) Or uszka? (some another kind of the same…). Shape, dough… exactly the same…
The only suitable thing which we found we can eat in the ities (if we are lucky enough to pass some from time to time) is kimbab, which generally looks almost like sushi maki, but it’s served with kimchi and bowl of some clear soup.
[PL] W Korei rzeczywiście jest teraz zimno, ale ma też dużo ciepłych akcentów. W sklepie, w którym były tylko chipsy i fanta, co prawda do jedzenia nic nie znaleźliśmy, ale znaleźliśmy trochę międzyludzkiego ciepła, bo zanim odjechaliśmy, pani zrobiła nam gorącą czekoladę z torebki i wręczyła na drogę. Trochę cieplej się w mrozie po tym jechało.
Gdy znaleźliśmy miejsce na namiot i Kasia spytała się człowieka, który właśnie skończył pracę czy nie wie gdzie tu w okolicy jest sklep, ten stwierdził, że nie ma, ale 10 minut autem stąd jest, więc jak zostawi rower, to ją podrzuci…
Jednego dnia było nam wyjątkowo zimno. Stopy i dłonie mieliśmy jak z lodu, było wilgotno, bo przez większość dnia sypał śnieg, aż w końcu jakimś sposobem znaleźliśmy się wieczorem w jakimś miasteczku jedząc chińską zupkę. Temperatura była beznadziejna, jakieś pół stopnia na plusie, więc nie padał już tylko śnieg, ale śnieg z deszczem. Było ciemno, a w okolic nie było zuepłnie miejscówki żeby rozbić namiot. Trochę nas to złamało i po prawie 9 tygodniach tej podróży bez płatnego noclegu, chcieliśmy zostać w jakimś hotelu. Na horyzoncie widzieliśmy dwa – w jednym nie było wolnych pokoi, a drugi był zamknięty. Gdy zaczęliśmy jechać dalej, spotkaliśmy dwóch koreańskich rowerzystów, którzy byli w podobnej sytuacji co my. Wiedzieli gdzie jest jeszcze jeden i pojechaliśmy razem. Pokój okazał się o wiele tańszy niż myśleliśmy, że w Korei kosztują, a do tego miał podgrzewaną podłogę i gorący prysznic… długo się nie zastanawialiśmy. A rano gdy się zbieraliśmy, na rowerach znaleźlismy dwa batoniki i karteczkę od poznanych poprzedniego dnia rowerzystów – good luck, no. 301.
[EN] Maybe it’s cold in Korea, but it has a lot of warm moments. In the shop, where there were only crisps and fanta, in fact we didn’t found anything to eat, but we found a bit of warm from the people, because before we left, woman who was working there made instant hot chocolate and gave us for the way. It was much warmer after this in cold outside.
When we found spot for a tent and Kasia asked some guy who just finished his work and was leaving the buidling if he knows if there is any shop around, he said that there is none, but it’s one 10 minutes away by car and if she will leave her bike here he can give her a lift…
One day it was really cold for us. Feet and hands were totally freezing, it was humid, as for most of the day it was snowing a bit, and finally somehow we found ourselves in some small town in the evening eating instant noodles. Temperature was the worst, as it was 0,5 degree, so that was snow and rain together. It was dark and there was no spot for a tent around. We were a bit broken and for the first time after almost 9 weeks without paying for overnight stay we wanted to stay in some hotel. We cycled to two, which we have seen earlier. First was full and the second one was closed. When we were going to look for something else, we met two korean cyclists who was in the same situation, they knew where is another one and we cycled there together. The room was much cheaper than what we expected in Korea, and it had a floor heating and hot water… that was easy decision. And in the morning when we were leaving, we found something on our bikes. That was two chocolate bars and a note from those two Koreans who we met in previous evening – good luck, no. 301.